20-07-2019, 18:18
0
Cześć!
Jakiś czas temu na laptopie roboczym wysypał mi się Windows, którego dotychczas używałem. Postanowiłem odzyskać pliki z dysku, więc ściągnąłem linuxa, zainstalowałem na pendrivie, odpaliłem na laptopie przez USB - calłkiem standardowo. Ucieszyłem się, że wszystko ciągle mam (obawiałem się problemu z dyskiem wewnętrznym), podłączyłem dysk zewnętrzny WD 750GB żeby przerzucić pliki.... I nic. Po jakichś 5 minutach, gdy na drugim laptopie szukałem rozwiązania problemu (dlaczego linux nie znajduje dysku) pojawił się. Tylko, że nie ma na nim absolutnie nic poza ikonką WD, i kilkoma śmieciowymi plikami (autorun, demo dysku, jakiś pdf).
Tutaj pojawia się pytanie - czy to możliwe żebym przez przypadek, podłączając dysk do laptopa sfomratował go, albo w jakiś sposób ukrył pliki? Był to pierwszy zewnętrzny sprzęt który w ogóle podłączyłem (nie sprawdzając przedtem czy cokolwiek na nim jest). Z tego co mi wiadomo była tam kopia zapasowa właściciela dysku (dokumenty, zdjęcia, wideo itd) więc boję się cokolwiek nadapisać żeby nie stracić możliwości odzyskania plików. Próbowałem to zrobić na Windowsie za pomocą Photorec i jedyne co znajduje to właśnie wymienione wyżej pliki plus około 20 innych .txt z dziwnymi znakami po odpaleniu (ewidentnie wygenerowane). Windows pokazuje, że dysk jest niemal pusty (zajęte ok. 200MB).
Dodam, że sprawdzałem i w przypadku podłączenia zwykłego pendriva nic nie zostaje usunięte (i tak chyba być powinno :p), a odzyskiwanie z niego plików na windowsie działa poprawnie. Normalnie uznałbym, że pomyliłem dyski i tak naprawdę był pusty, ale ten jest akurat podpisany. Na dodatek nie mój więc muszę być ostrożny
[EDIT] Właściciel dysku sam mi go porzyczył i ciągle utrzymuje, że nie był pusty. Nie wziąłem go bez zgody
Jakiś czas temu na laptopie roboczym wysypał mi się Windows, którego dotychczas używałem. Postanowiłem odzyskać pliki z dysku, więc ściągnąłem linuxa, zainstalowałem na pendrivie, odpaliłem na laptopie przez USB - calłkiem standardowo. Ucieszyłem się, że wszystko ciągle mam (obawiałem się problemu z dyskiem wewnętrznym), podłączyłem dysk zewnętrzny WD 750GB żeby przerzucić pliki.... I nic. Po jakichś 5 minutach, gdy na drugim laptopie szukałem rozwiązania problemu (dlaczego linux nie znajduje dysku) pojawił się. Tylko, że nie ma na nim absolutnie nic poza ikonką WD, i kilkoma śmieciowymi plikami (autorun, demo dysku, jakiś pdf).
Tutaj pojawia się pytanie - czy to możliwe żebym przez przypadek, podłączając dysk do laptopa sfomratował go, albo w jakiś sposób ukrył pliki? Był to pierwszy zewnętrzny sprzęt który w ogóle podłączyłem (nie sprawdzając przedtem czy cokolwiek na nim jest). Z tego co mi wiadomo była tam kopia zapasowa właściciela dysku (dokumenty, zdjęcia, wideo itd) więc boję się cokolwiek nadapisać żeby nie stracić możliwości odzyskania plików. Próbowałem to zrobić na Windowsie za pomocą Photorec i jedyne co znajduje to właśnie wymienione wyżej pliki plus około 20 innych .txt z dziwnymi znakami po odpaleniu (ewidentnie wygenerowane). Windows pokazuje, że dysk jest niemal pusty (zajęte ok. 200MB).
Dodam, że sprawdzałem i w przypadku podłączenia zwykłego pendriva nic nie zostaje usunięte (i tak chyba być powinno :p), a odzyskiwanie z niego plików na windowsie działa poprawnie. Normalnie uznałbym, że pomyliłem dyski i tak naprawdę był pusty, ale ten jest akurat podpisany. Na dodatek nie mój więc muszę być ostrożny
[EDIT] Właściciel dysku sam mi go porzyczył i ciągle utrzymuje, że nie był pusty. Nie wziąłem go bez zgody